„Cieszę się, że to możliwe między nami i jestem z nas dumna! Może to dziwne, ale nie czuję absolutnie żadnej niechęci do Daniela. Wszystko jest OK! Nie pamiętałam, że on jest taki wysoki. Cieszę się na wspólną kolację:)” – to sms, którego dostałem od Anki na dobranoc w tłusty czwartek. Chwilę wcześniej wróciliśmy od niej z Danielem, zawieźliśmy jej pączki, które Daniel zrobił. To było ich pierwsze spotkanie.
A wcześniej było jak w życiu: pierwsza porcja ciasta drożdżowego poszła do śmieci, bo nie rosła. Musiałem pilnować się w pracy, by wyjść o czasie i zdążyć jeszcze pomóc Danielowi w kuchni. Trzeba też było gnać rowerem do sklepu po jajka, których zabrakło. A jak już siedzieliśmy u Anki, to musieliśmy po chwili uciekać, bo dziewczyny padały ze zmęczenia po całym dniu w szkole.
Musiało upłynąć ponad trzy lata, by takie spotkanie było możliwe. Czuliśmy, że to ważny i przełomowy moment, ale cały wieczór był w naszym odbiorze zaskakująco naturalny. Rozmawialiśmy o przepisach na pączki, pracy, dzieciach. Pierwszą rzeczą, którą Daniel powiedział, gdy wsiedliśmy do samochodu po wyjściu od Anki było: „jak ona ślicznie wyglądała”. A Anka nie mogła się nadziwić, że Daniel „jest taki wysoki”. Ja byłem pod wrażeniem ich spojrzeń, które były pełne wzajemnej życzliwości.
Czuję satysfakcję, cieszę się z tego, jak zdołaliśmy ułożyć nasze relacje. Jak często słyszałem od mojego byłego teścia, „szczęście sprzyja dobrze przygotowanym”. My byliśmy dobrze przygotowani – przez ostatnie trzy lata szliśmy długą, wyboistą drogą, która jednak doprowadziła nas do celu. Wykazaliśmy się dojrzałością, pokazaliśmy, że potrafimy szanować drugiego człowieka, pomimo, a może właśnie dzięki trudnej, wspólnej przeszłości. Wcześniej (wiem, że się powtarzam, ale to ważne) dużo, bardzo dużo rozmawialiśmy, słuchaliśmy siebie nawzajem, czytaliśmy, uczestniczyliśmy w psychoterapiach (każde z trojki w swojej, indywidualnej), Anka w spotkaniach grup wsparcia, ja tworzyłem bloga, godziliśmy się po awanturach, staraliśmy się uśmiechać po przepłakanych nocach. Kilka razy musiałem pojechać nad rzekę wywrzeszczeć się, wywyć, a potem roztrzęsiony przytulałem się do pni drzew.
Czytałem niedawno esej „Rozwód – przewodnik optymistki”. Autorka – Elizabeth – opisuje nieoczywistą przyjaźń z Beką – nieoczywistą z powodu Josha, który najpierw był mężem Beki, później kochankiem Elizabeth, a na koniec jej mężem. Tekst zaczyna się od opisu wspólnej wizyty Elizabeth i Beki w salonie kosmetycznym, gdzie podczas pedicure Beka opowiada o swoich planach na dzień rozprawy rozwodowej. Towarzyszą im dwie córki Beki i Josha, na tyle zajęte swoimi sprawami, że nie zwracają nawet na te rozmowy uwagi. W eseju opisane są motywy, które kierowały działaniami Beki i Josha, a także wspólne wysiłki całej trójki, które pozwoliły im dotrzeć do tak harmonijnego miejsca. Beką powodowały głównie troska o dzieci (by nie były ofiarami konfliktu) i obawa przed zgorzknieniem, które mogło być konsekwencją definiowania siebie przez pryzmat rozwodu. „Tak się cieszę, że to wszystko rozumiesz. Chciałabym, by więcej rozwodów kończyło się w ten sposób. Tak jest lepiej i dla dzieci, i dla rodziców.” – mówi Beka. Po publikacji eseju na Elizabeth spadła fala krytyki. Jedna z czytelniczek, Nora, napisała w liście do redakcji, że Elizabeth zachowuje się jak „bohaterka rosyjskiej powieści”, która zniszczyła życie innej kobiecie, zraniła bezkreśnie jej dzieci (niezależnie od tego co teraz mówią), i że nie może już nazywać się osobą „prawą”. „To właśnie kłamstwo robi z człowieka” – kwituje Nora. I ma do tego prawo, ale jej ocena nie jest jedyną możliwą, nie musimy myśleć właśnie w ten sposób. Rozumowanie Nory oznacza życie w konflikcie. Z kolei wybory bohaterek tekstu dowodzą, że możliwe jest porozumienie.
Wieczorna wizyta u Anki przebiegła z towarzyszeniem nieoczekiwanych emocji. Mam wrażenie, że bardziej obserwowałem to całe spotkanie, aniżeli w nim uczestniczyłem. Musiałem być zdenerwowany, ale tego nie czułem. Czułem za to spokój oraz pewien dystans. Radość hamowałem ostrożnością. Chyba niedowierzałem, że siedzimy wszyscy w jednym pokoju, że się uśmiechamy, że potrafimy normalnie rozmawiać.
Dobrze pamiętam, jak ponad trzy lata temu stałem obok Daniela w jego kawalerce, podczas gdy on czytał opowiadanie, nad którym pracował. Opisywał w nim wspólną, wesołą kolację naszej piątki. Byłem wtedy ograniczony licznymi lękami, przekonaniem, że przyszłość dla homomęża musi być mroczna, dlatego sądziłem, że taka scena nie będzie miała prawa się wydarzyć. Papier przyjmował fantazje Daniela, ale rzeczywistość wtedy wydawała się trudniejsza, zbyt trudna.
Pod koniec lutego idziemy do Anki na urodzinową kolację. Zrobimy deser. Jeszcze tylko musimy wspólnie wybrać dla niej prezent.
Takie wspomnienia kiedy ma się absolutnie mocne wrażenie, że jest się tu i teraz, że bardziej jest się obserwującym aniżeli uczestnikiem wydarzenia pozostają w nas na zawsze i są bezcenne. Ta niesamowita mieszanka uczuć i wrażeń: zdenerwowanie, ale i wewnętrzny spokój, dystans ale i pewność siebie. I to wielkie niedowierzanie, że to się dzieje naprawdę a jeszcze kilka lat temu wydawało się nie do pomyślenia.
PolubieniePolubione przez 1 osoba